niedziela, 30 grudnia 2018

Gdzie byłam, kiedy mnie nie było


Ciuch, ciuch!
               Ledwo zaczęłam, a już znikam na trzy miesiące i jeszcze bezczelnie przepraszam, że nie zdążyłam nic skrobnąć, bo mnie studia dopadły. Chociaż sądząc po zawrotnej ilości komentarzy pod ostatnim wpisem, mogę być pewna, że na szczęście nikogo nadmiernie to nie zmartwiło.  Jeśli mam być szczera, to wolę pisać po prostu wtedy, gdy mam czas oraz siły, aby potem być zadowoloną z efektu niż męczyć się i złościć się, że opublikowałam nie do końca przemyślany tekst.

               No dobrze, ale co mnie tak pochłonęło? Przyznam się, że całkiem ciekawe sprawy, a mianowicie smakowity stosik literatury rosyjskiej (po drodze, żeby mi nie było za wesoło, miałam też cały skoroszyt leksyki i gramatyki do wyuczenia, nie ma lekko!). Na początku był Iwan Turgieniew; jeśli miałabym w skrócie określić moje uczucia po lekturze Rudina, Szlacheckiego gniazda czy Ojców i dzieci najprecyzyjniejszym wyrażeniem byłoby chyba „Fajne. Taka trochę bardziej łzawa Jane Austen”. Jest to literatura obyczajowa, miła do czytania, bardzo sentymentalna. Z Jane Austen skojarzyły mi się te wszystkie eleganckie kółeczka szlachciców, których głównym zadaniem było głównie spędzanie czasu na rozrywkach. Trzeba jednak oddać Turgieniewowi sprawiedliwość; w jego twórczości pojawiły się nieco ciekawsze konflikty moralne niż tylko „kto wyjdzie za kogo za mąż” [1] i były one rozwiązane oryginalniej niż ślubem głównych bohaterów. Jego język jest także zdecydowanie bardziej sentymentalny, niemal ckliwy, szczególnie w Szlacheckim gnieździe. Sądzę, że jeśli nie macie nic na swoim stosiku przy łóżku, a chcielibyście zająć się cudzymi i odległymi problemami, to sięgnijcie po Ojców i dzieci czy Rudina; Szlacheckie gniazdo natomiast lepiej podejdzie raczej tkliwym serduszkom.
               O wiele bardziej interesujący wydał mi się Obłomow Iwana Gonczarowa, jedna z najbardziej przerażających powieści, jakie czytałam. Dotyczy ona niemocy posuniętej aż do patologii (sądzę, że dziś ta postać miałaby zdiagnozowana depresję). Tragedią Obłomowa nie jest to, że on  n i e  c h c e działać, on po prostu n i e  m o ż e.  I to właśnie wprawiło mnie w przestrach. Po zakończeniu lektury zerwałam się z krzykiem z łóżka i natychmiast je pościeliłam, żeby nie podzielić losu bohatera. Mimo że książka ta powstała w 1858 roku, jej przesłanie w ogóle nie straciło na aktualności; sama znam przynajmniej jednego takiego Obłomowa i głębokim lękiem napawa mnie myśl, że mogłabym podzielić jego los. Ponadto nazwisko tego bohatera stało się dla mnie precyzyjnym określeniem na stan rozleniwienia, niechęci do wychodzenia z domu i ogólnego przygnębienia.  „Czemu nie było cię dziś na zajeciach?” –  pyta koleżanka. „Obłomow” – odpowiadam i wszystko jest jasne bez większych tłumaczeń. W powieści pada także jedno z moich najważniejszych pytań, a mianowicie „KIEDY ŻYĆ?”. Kiedy mam poczytać sobie książkę, ot tak, bo mam ochotę, a nie dlatego, że mi kazali? Kiedy napisać notkę na blogaska albo opko, które chodzi po głowie od kilku miesięcy? Kiedy po prostu odetchnąć? Na pewno Wy też sobie nieraz zadajecie podobne pytania. I kto by pomyślał, że utwór, który powstał w połowie XIX w. może być tak żywotny (nawet jeśli dotyczy realiów dawno minionych)? Niestety, Obłomow jest w Polsce mało znany, a szkoda. Koniecznie przeczytajcie, czy chociażby dla przestrogi, czy po to, by odkryć, że w sumie nie jest z Wami aż tak bardzo źle – Obłomow postępował przecież znacznie gorzej niż Wy. Proszę bardzo, można się motywować.
               Natomiast o Dostojewskim trudno mi cokolwiek odkrywczego napisać. Powiem tylko tyle, że czytanie na raz Idioty, Braci Karamazow i Łagodnej to nie najlepszy pomysł. A już gdy dołoży się do tego odpowiednio wesołą muzykę, np. taką:

 albo taką:

można popaść w bardzo ciekawe stany. Przetestowałam osobiście; dzieci, nie próbujcie tego w domu. Jednym z dziwnych zjawisk związanych z prozą tego pisarza, które zaobserwowałam, było uczucie pewnej „dźwiękowości”: postacie Dostojewskiego nieustannie kłócą się i przekrzykują się, a ja to w trakcie lektury, a nawet po odłożeniu książki, jakkolwiek to niepokojąco brzmi, niemalże dosłownie słyszałam. Wydarzenia z powieści powracały do mnie także w snach – szczególnie finał Idioty (nie zaspoileruję, chociaż mam ogromną na to ochotę; nadmienię tylko, że to chyba najmakabryczniejsze zakończenie, z jakim się spotkałam w literaturze). Tradycyjnie popłakałam się przy wątku dzieci w Braciach Karamazow; nigdy nie udało mi się przeczytać o małym Iliuszy bez przerwy na wyłkanie się. I ponownie utwierdziłam się przekonaniu, że Kola Krasotkin to mój ulubiony bohater Dostojewskiego (znałam kiedyś kogoś bardzo podobnego do niego, pewnie stąd mój sentyment). Warto również zapoznać się z biografią Dostojewskiego napisaną przez, uwaga, Stanisława Cata-Mackiewicza – dotychczas kojarzyłam tego pisarza tylko z pism politycznych. Zdziwiłam się w miły sposób, Dostojewskiego czyta się szybciutko i przyjemnie. Znaleźć w nim można także różna ciekawostki na temat epoki czy innych pisarzy rosyjskich; czy wiedzieliście jak ogromnym rozpustnikiem był (jeśli Cat-Mackiewicz, rzecz jasna, mnie nie okłamał!) za młodu Tołstoj?! Dalej tkwię w szoku.
               Tutaj kończy się mój wpis i kończy się rok 2018, dlatego z głębi mojego czarnego jak dym z lokomotywy serca życzę wszystkim czytającym tę notkę Szczęśliwego Nowego Roku, pełnego wspaniałej literatury, muzyki i sztuki, odwzajemnionej miłości, a także odwagi do pisania komentarzy na moim biednym blogasku (można z anonima).
               To co, do zobaczenia za kolejne trzy miesiące? A tak na serio, to w roku 2019 postaram się nie obłomować i może skrobnąć coś tutaj częściej.


[1] Oczywiście, że nie mam zamiaru umniejszać niczego wielkiej Angielce. Problem jest chyba raczej ze mną. Otóż moja pamięć ma pewien osobliwy defekt: zazwyczaj czytam powieści Jane Austen z dużą przyjemnością, ale zapytana po jakimś czasie, np. dwóch tygodni, co właśnie przeczytałam, nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi. Czyżbym, podobnie jak Charlotte Brontë, „dusiła się w jej eleganckich domach”?